Jaki prezydent, takie nasiadówki. Na wczorajszych celebracjach w Gdańsku wiało nudą, goście w pierwszym rzędzie bawili się iPhonami a dalsze rzędy były pustawe. Komorowski się nie nudził bo walczył ze słuchawką (zdjęcie). Jak wiemy Komorowski nie bardzo kuma w obcych językach i po pięciu latach prezydentury bez tłumacza sobie nie radzi. Takiego mamy reprezentanta Polski na zewnątrz.
Komorowski chciał podobno olśnić cały świat swoimi obchodami 70-lecia zwycięstwa nad faszyzmem, ale cały świat raczej się na Komorowskiego wypiął, co ubawiło komentatorów z New York Times:
www.nytimes.com/2015/05/08/world/europe/poland-gdansk-world-war-ii-russia-putin-ukraine.html
Nawet Angela Merkel do Gdańska nie przyjechała chociaż z Berlina ma blisko. Wysłała tylko z komendantury w Brukseli wnuka dziadka z Wehrmachtu, który i tak mieszka w Trójmieście i całkiem dobrze mówi po polsku. Przyjechało też kilku pomniejszych mężow i żon stanu, szef ONZ (w drodze do Kijowa i Moskwy) oraz wszechobecny czekoladowy prezydent Ukrainy Poroszenko, ktorego zrobiono gwiazdą wieczoru.
We wrześniu zeszłego roku Poroszenko nazwał członków UPA "bohaterami" a miesiąc temu dokładnie w dniu wizyty Komorowskiego w Kijowie ukraiński parlament uznał członków UPA za (cytat) "bojowników za wolność". Wszystko gra i koliduje, jak to mawia Stanisław Michalkiewicz, więc w mig nasz minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna ogłosił, że to Ukraińcy wyzwolili Auschwitz a następnie dyrektor FBI ogłosił, że to Polacy wspomagali Holocaust.
W związku z takim obrotem wydarzeń logiczne stało się celebrowanie ukraińskiego oligarchy Poroszenki jako symbolu 70-lecia zwycięstwa nad faszyzmem.
Wczorajsza nasiadówka odbyła się w gdańskim Centrum Solidarności, ogromnym klocu zbudowanym za unijne fundusze ("Unia daje pieniądze"), na terenie wejścia do Stoczni Gdańskiej, terenu który wygląda dzisiaj jak opuszczone poprzemysłowe dzielnice Detroit. Jedyną gałęzią przemysłu, która rozwija sie dynamicznie w Polsce wydaje się być przemysł muzealny.
Na sali nasiadówki obecny był platformerski prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz (zdjęcie powyżej, drugi rząd), który jeszcze nie tak dawno zasłynął z tego, że usilnie chciał przywrócić nazwę Stoczni "im. Lenina", grożąc nawet sądem związkowcom z Solidarności. Jeszcze w lutym 2013 roku rzecznik prasowy Adamowicza grzmiał w mediach, że nazwa Stoczni Gdańskiej bez "im. Lenina" to (cytat) "koszulka reprezentacji bez godła":
No ale potem nadszedł Majdan i nowe mądrości etapu, więc Adamowicz szybko przemalował się na płomiennego zwolennika majdańskiej demokracji, jakiej świat jeszcze nie widział i o Leninie już nie wspomina.
Czyż nie jest to perfekcyjna ilustracja tezy Stanisława Michalkiewicza, że nasi mężowie stanu skaczą z gałęzi na gałąź w zależności od tego kto i jak ich podkręci? Boże chroń tą biedną Polskę ...
Pani Haniu, te światła to kopia pomnika nazistów w Norymberdze
Najpierw wyzwoliliśmy Auschwitz a potem Westerplatte
"Ani be, ani me, ani kukuryku" czyli Komorowski z tłumaczką